paź
28
2011

Obracam w palcach złoty pieniądz…

ulica chmielnaObracam w palcach złoty pieniądz

I przeraźliwie nudzę się

(Perfect)

 

Pamiętam rok 2002. Początek wieku i – mieszczący się w ramach 6 reguł — manifest Koalicji „Latarnik”. Jako jeden z celów stawiała sobie ona „umiejętność zamykania oczu wtedy, gdy zalewa nas potop martwych fotografii”.

Dziś mamy rok 2011. Wiek XXI w pełni, Koalicja „Latarnik” już nie istnieje. A nas zalewa potop martwych fotografii. Może już w nich utonęliśmy.

Tym, co odróżniało obraz fotograficznych od innych obrazów był jego nierozerwalny i immanentny związek z przedmiotem. Promień świetlny odbijał się od rzeczy czy osoby przed aparatem, wpadał przez obiektyw i naświetlał emulsję. Przedmiot zostawiał ślad w warstewce srebra dokładnie tak, jak stopa odciska się na mokrym piasku (to porównanie A. Bazina). Dlatego właśnie umieszcza się zdjęcie w dowodzie osobistym na równi z własnoręcznym podpisem. Dlatego stawiamy na kominku czy komodzie fotografie naszych umarłych. Dlatego całujemy w przypływie wzruszenia zdjęcia kochanych osób.

Albowiem wciąż – jeszcze wciąż – wierzymy, że na fotografii utrwalona została obecność przedmiotu.

Dziś fotografia srebrowa funkcjonuje gdzieś na marginesie. Ulice pełne są ludzi fotografujących aparatami cyfrowymi i telefonami. Przestrzeń, zwłaszcza cyberprzestrzeń zalewają wykonane nimi fotografie. Czy aby jeszcze fotografie?

Na pozór wszystko jest takie samo. Promień świetlny wciąż odobija się od rzeczy czy osoby przed aparatem i wpada przez obiektyw. Nie naświetla jednak już emulsji, lecz matrycę. Przedmiot nie zostawia śladu w srebrze, ale zostaje zamieniony w ciąg zer i jedynek przesyłanych kablem do komputera. Na ogół nie powstaje żaden materialny przedmiot, żaden artefakt, zdjęcie istnieje tylko jako plik. Bardzo często staje się on punktem wyjścia do dalszych przekształceń (Photoshop itd.).

W porównaniu z odbitką srebrową związek między osobą czy rzeczą a ich fotograficznym obrazem w czasach cyfrowych bardzo się rozluźnił. Czy jeszcze istnieje?

Nie wiem tego, nie mam również zamiaru zawracać Wisły kijem i proponować powrotu do srebra. Myślę jednak, że może przyszedł czas, by zadać sobie kilka pytań. Na przykład o to, czy dla naszych dzieci będzie istniał jakikolwiek związek między przedmiotem a jego fotograficznym wizerunkiem. Między zdjęciem w dowodzie a jego właścicielem na przykład. Czy fotografia cyfrowa różni się w znaczący sposób od grafiki komputerowej? Czy cena demokratyzacji fotografowania, do którego każdy ma dziś niemal nieograniczony dostęp, nie była zbyt wysoka? I czy nie jest nią przypadkiem uśmiercenie fotografii – wraz ze wszystkim, co z nią wiązaliśmy?

Fot: Konrad Kloch.  „Na Chmielnej”

 

2 Komentarzy + Dodaj komentarz

  • nie ma co dramatyzować. ludzie mają potrzebę fotografowania. i fotografują. teraz robić to mogą non stop. bezkosztowo niemalże. aparaty poprzez telefony noszone są w większości kieszeni. ale… nie wiem jak bardzo świadomy ale sentyment do dawnej fotografii jest jakoś ciągle żywy. na iphona i androidy można pobrać aplikację, które albo imitują albo zawierają filtry imitujące analogowe, starte fotografie. i jest to popularne jakoś strasznie. trochę mi to przypomina pasztet z soi, który smakuje jak zwykły… więc po co sojowy? widocznie tak już niestety musi być.

ZNAJDŹ NAS:

Holga.pl. All rights reserved 2011. Kontakt: holga.pl@gmail.com
Projekt i wykonanie: www.StudioGraficzne.com