lut
27
2013

„Dlaczego. . . „

Mamy przyjemność podzielić się tekstem Michała Ptaka, jednego z autorów z albumu „Pięć minut stąd”. Zapraszamy do lektury o… naturze rzeczy… 

Zacznijmy od tego – dlaczego lomo? Myślę, że to jest to jedno z najlepszych pytań na sam początek (zaczynający ten jakże „ciekawy” zbiór myśli) . Swoista podwalina wyrażająca nasz osobisty sens, dlaczego akurat robimy to, a nie coś innego.

Fotografia cyfrowa w ostatnich latach rozwinęła się w niewyobrażalny sposób. Zmonopolizowała prawie, że wszystko co nas otacza. Robimy zdjęcia telefonami komórkowymi, super „lansersko” wypasionymi lustrzankami, gdzie połowa z nas (w moim odczuciu) opanowała jedną czwartą możliwości tego jakże rozwiniętego sprzętu. Kolejno aparatami średniej klasy, które ostatnio są w przyzwoitych cenach, a jednak dobrych osiągów. Słyszałem nawet, że niektórzy robią zdjęcia kalkulatorami, czy nawet cegłami… Nie wiem. W dzisiejszych czasach nawet zmywarka do naczyń wyposażona jest w wyświetlacz lcd, na którym można wyświetlać zdjęcia. Konkret :-) Jednakże w związku z takim zjawiskiem, w którym prawie że każdy człowiek wyposażony jest w aparat fotograficzny, nasuwa się pytanie – czym jest fotografia? Komu i czemu służy? Po co ona istnieje?
Wiadomo, każdy z nas ma inne powody i cele, dla których robi zdjęcia. Czy lepiej to ujmując „fotografuje”.

W moim przypadku? Zajmowałem się, (że tak to nazwę) fotografią cyfrową, jednakże w pewnym momencie przestała ona mnie zadowalać. Odczuwałem niedosyt. Doszedłem do takiego momentu, że w pewnym stopniu zaczęła mnie obrzydzać. Co raz bardziej stawała się przerostem formy nad treścią. Czymś co odrzucało. Świetnie wyostrzone partie zdjęć, które kiedyś były powodem do dumy, obecnie stały się jak by czymś sztucznym, czymś wręcz nie naturalnym. Oczywiście mam ciągle na myśli, zdjęcia jakie ja wykonywałem. Nie mówię tu o całej fotografii cyfrowej, w której niejednokrotnie występują naprawdę niesamowite zdjęcia, ukazujące i wyrażające naprawdę wiele genialnych rzeczy.

Ja chciałem spróbować czegoś innego, czegoś bardziej (wtedy) ekstrawaganckiego. Dlatego wydobyłem z rodzinnych pamiątek aparat analogiczny, a dokładnie większości znaną Smene. Pierwszym pytaniem jakie nasunęło mi się w głowie brzmiało – Czy dostanę do tego jeszcze kliszę?
Na szczęście w punkcie, gdzie często wywoływałem zdjęcia, ostało się kilka sztuk. Tak zaczęła się moja przygoda z lomo. Ta kolaboracja przyniosła kilka owocnych zdjęć, co tak naprawdę zachęciło mnie do zagłębiania się w tenże temat. Dlatego chciałem nabyć kolejny aparat. Tak też się stało. Pierw nabyłem Zenita 12 S (Snajper), wraz z nim niemieckiej produkcji Penti II (dotychczas jeszcze nie testowany). Następnie dwa kolejne Zenity, starszego Nikona i moją perełkę Lubitela 166B.

Dlaczego fotografia analogowa tak mnie zafascynowała? Stała się dla mnie prawdziwą możliwością uchwycenia chwili, z dodatkową możliwością tak zwanego „przypadku”, który w tej dziedzinie jest nieodłączną częścią. Największą, najlepszą, jak i najgorszą rzeczą jest brak możliwości podglądu zdjęcia zaraz po jego wykonaniu. Co według mnie jest naprawdę ekscytujące. Kolejno ta fotografia urzeka mnie swoistą materią szumów, jak i pewnych elementów wyostrzonych. Łagodne i subtelne rozmycia, po całkowite jednolite plamy barwne. Gra światłem, a przede wszystkim klimat wykonanych zdjęć. To nie wszystkie, ale chyba najważniejsze rzeczy jakie skłoniły mnie do lomo. Wiadomo, znajdzie się ktoś, kto powie, że fotografia cyfrowa odda to tak samo. Jednak według mnie to kwestia gustu. Osobiście wybrałbym dwudziestoletniego zadbanego fiata 125p, niżeli nową toyotę yaris.

Jak wcześniej wspomniałem z lomo, jest wiele rzeczy problematycznych. Jak na przykład brak świadomości jak dane zdjęcie wyszło. I tak naprawdę jak wyjdzie, ponieważ wiele zależy od punktu w jakim wywołujemy klisz, gdyż to tam wiele zdjęć może ulec uszkodzeniu, a nawet całkowitej utracie. Jednakże jak również wcześniej wspominałem wykonywanie zdjęć w technice analogowej podatnej w dużej mierze na tak zwany „przypadek” jest naprawdę ekscytujące. Według mnie pozwala na prawdziwe uchwycenie danej chwili. Jak i jej swoiste przedstawienie duchowej materii. Wiadomo, znajdzie się wiele osób zaprzeczających tym wywodom, jednak to jest kwestia do dłuższej dyskusji. Są to moje odczucia, które w pewnym stopniu mogą być mylne, natomiast to mi się podoba, więc to robię :-)

 

[photosmash id=32]

Tekst zilustrowany jest fotografiami Michała Ptaka. Można je obejrzeć na jego profilu: https://www.facebook.com/profile.php?id=1767990581&ref=tn_tnmn

2 Komentarzy + Dodaj komentarz

  • Bardzo ciekawy tekst. Ja mam podobne odczucia jeśli chodzi o fotografię. Można powiedzieć, że przez sprzęt cyfrowy fotografia „zlaicyzowała” się, została poza oczywiście wyjątkami pozbawiona ducha. Fotografia analogowa, tradycyjna, techniki historyczne wymagają większego zastanowienia się, świadomości kadru, przemyślenia. Są często trudniejsze, wymagają większej wiedzy.

  • Niesamowita – dla mnie, człowieka, który zaczynał od Zenita – perspektywa Autora, dla którego punktem wyjścia była fotografia cyfrowa. Zupełnie inna optyka, by tak rzec. Dla mnie szokiem było, że w aparacie cyfrowym mam bezpośredni i natychmiastowy wgląd w zrobione zdjęcie. Dla Autora – na odwrót.

    Tekst bardzo mi bliski. Zarówno pytania, jak i odpowiedzi. Dla mnie nie jest wcale oczywiste, że świat, w którym mam dostęp do smartfonów jest lepszy od tego, w którym na przykład były czynne krany z wodą na peronach kolejowych. A ten, w którym telewizory mają coraz większe przekątne lepszy od tego, w którym wyścig szczurów był jakby wolniejszy.

    Podobnie nie jest dla mnie oczywiste, że zamiana fotografii srebrowej na cyfrową nam (ludzkości) się opłaciła. Być może tak, ale wkurwia mnie to, że tak niewielu z nas zadaje sobie takie pytania, bezmyślnie łykając podsuwane nam odpowiedzi.

ZNAJDŹ NAS:

Holga.pl. All rights reserved 2011. Kontakt: holga.pl@gmail.com
Projekt i wykonanie: www.StudioGraficzne.com