lis
17
2011

There will be no miracles here

Okładka jest zachęcająca. Olśniewająca wręcz. Sfotografowane Holgą rusztowanie – chyba szkielet billboardu albo jakiejś cyrkowej budowli – a na nim jakby rozpięty napis zrobiony z rozświetlonych żarówek: „
”. W wolnym tłumaczeniu: tu nie stanie się cud.

Niestety dalej jest tylko gorzej: wewnątrz publikacji Projektu Holga cud się nie staje.

Już z dziesięć lat temu pewien fotograf i nauczyciel fotografii zwykł mawiać, że fotografowanie jest w Polsce drogie, ale i tak za tanie. Albowiem jeśli zrobienie zdjęcia kosztuje wiele, siłą rzeczy zmusza do namysłu. Do selekcji. A działo się to w czasach, gdy trzeba było kupić film, wywołać go i powiększyć odbitkę, a potem ją oprawić i gdzieś powiesić. O wydawaniu książek mało kto śnił.

Cóż powiedzieć dziś, gdy zrobienie cyfrowego zdjęcia niemal nic nie kosztuje, internet roi się od serwisów zachęcających do „wrzucenia swoich fot” (nienawidzę tego słowa, ugh…), zaś Blurb umożliwia robienie książek za darmo? Chyba to samo: fotografowanie jest stanowczo zbyt tanie.

To podobno Nietzsche twierdził, że najlepsze, co można zrobić dla młodego człowieka, to zabronić mu mówić. Albowiem, czegokolwiek by nie powiedział, zanim nie dojrzeje, zawsze będzie się potem tego wstydził. Dopóki bowiem nie znajdzie czasu i siły na namysł, zawsze wyjdzie mu tylko bezładna paplanina.

I taką paplaninę przypomina wzmiankowany album. Tu mały kotek, tam jacyś sfotografowani tubylcy, tu malowniczy krajobraz, tam z kolei ładny kolorek. Co jakiś czas przy tym zdjęcie dołączone chyba tylko po to, by domknąć kolumnę albo by zapełnić miejsce przeznaczone dla autora.

Jest bowiem album ten – jak i chyba cały projekt – dziełem zbiorowym. W tym tkwi jego potencjalna siła i z tego bierze się jego realna słabość. Pokazuje on bowiem jak na dłoni niebezpieczeństwo czające się w podchodzeniu do książki (także elektronicznej) w taki sposób, jak do społecznościowego serwisu. To, co jest dopuszczalne w tym ostatnim, więcej – co stanowi o jego sile: demokratyczna łatwość publikowania treści, między którymi można przechadzać się jak po pasażu czy supermarkecie, kompletnie nie sprawdza się w przypadku albumu. Z założenia jest on bowiem zamkniętą całością. Umieszczenie w nim przypadkowych zdjęć grona znajomych (?) dokonane bez namysłu nie tworzy żadnej interesującej wypowiedzi o świecie. Więcej, nie układa się nawet w żadne interesujące o ten świat pytanie. Układa się w dziecinną paplaninę właśnie.

Czy to znaczy, że należy dzieciom zabronić paplania? Być może, ale ja się na to nie piszę. Także dlatego, że pośród paplaniny zdarza się dzieciom – całkiem często – powiedzieć jednak coś olśniewającego. Jak przywołane przeze mnie zdjęcie z okładki (Magdalena Aniszewska). Albo niepokojące, oniryczne fotografie amerykańskie Łukasza Biedermana.

Otwartym pytaniem pozostaje, czy warto przebijać się przez paplaninę dla kilku perełek. I czy warto paplać w nadziei, że się jakąś złotą myśl przy okazji wypowie. Odpowiedzi pozostawiam autorom Projektu Holga.

Fot: Magdalena Aniszewska

 

Komentarze są zamknięte.

ZNAJDŹ NAS:

Holga.pl. All rights reserved 2011. Kontakt: holga.pl@gmail.com
Projekt i wykonanie: www.StudioGraficzne.com