lis
23
2011

List do Sally Mann

Sally, och Sally Mann! Jak trudno obok Twych zdjęć obojętnie, a jednocześnie – jak trudno się do nich sensownie odnieść… Nie tylko dlatego, że najpierw napotka się zawsze maskę/etykietę skandalistki, gorszycielki, matki epatującej nagością swoich dzieci.

Przede wszystkim dlatego, że Twoje zdjęcia, Twoja praca wydają się być nieskończone. Niemożliwe do ogarnięcia. Zwłaszcza słowami. One odpadają bezradne od Twej kolodionowej płyty. Spływają po niej, jak rozmiękła emulsja. Potrzeba by oceanu słów, aby pokusić się o jakąś syntezę, klamrą spinającą całość. Podobną otchłań otwiera droga w przeciwnym kierunku – analizy pojedynczej fotografii. Mieści w sobie tyle odcieni, emocji, uczuć, myśli, że nierealną i bezsensowną wydaje się każda próba opisu.

Zastrzegając sobie możliwość, że w jakiejś nieokreślonej przyszłości pokuszę się jednak o tę syzyfową pracę, tutaj i dzisiaj chciałbym napisać o tym, czego Ci zazdroszczę. Zazdroszczę Ci więc tej boskiej iskry, o której powyżej. Bo przecież trudno o większy komplement dla fotografa niż ten, że jego obrazy wymykają się wszelkim próbom opisu, uchwycenia w macierz słów.

Ale zazdroszczę Ci czegoś jeszcze. Kiedy patrzę na Twoje zdjęcia rodzinne, urzeka mnie przede wszystkim przestrzeń. Ta dosłowna, fizyczna przestrzeń amerykańskiego Południa, przywodząca na myśl Twaina, Faulknera i Pounda. Z pionowymi ścianami skał opływanymi przez potężną, choć leniwą rzekę. Z białym słonecznym światłem olśniewającym wzrok poprzez ciemne liście. Z trawą i piaskiem pieszczącymi bose stopy. Z gryzącym dymem i pyłem w powietrzu. Przestrzeń, która jeszcze zanim znajdzie się w niej (pół)nagie ciało, i tak już sama w sobie wydaje się być cielesna, zmysłowa, organiczna.

Tej jednak najbardziej Ci zazdroszczę przestrzeni, która ma nie tylko fizyczny, ale i szerszy wymiar. Przestrzeni zaufania i bezpieczeństwa, którą zdołałaś stworzyć dla siebie i swoich dzieci. Wokół Was zbudować, roztoczyć. Patrząc na te zdjęcia za każdym razem zastanawiam się, jak bardzo musicie ufać sobie nawzajem i ufać światu, by móc tak otwarcie, naturalnie, radośnie i niewinnie się odsłonić. Ujawnić z całą swoją cielesnością i duchowością. I zazdroszczę.

Owszem, świat bywa miejscem okrutnym i złym. Naiwnością byłoby to negować. Ale też nie sposób żyć w świecie, nie mając do niego odrobiny zaufania i otwartości. Jest ono niezbędne do życia, jak woda, chleb i powietrze. Jest ono niezbędnym wyposażeniem od rodziców dla dzieci. Wielu mówi, że lepiej uczyć je nieufności, bo to chroni i zabezpiecza przed rozczarowaniem. Być może. Ale stanowi jednocześnie początek umierania za życia.

Ja wybieram Twoją przestrzeń, Sally. W której słońce jest po prostu słońcem, rzeka po prostu rzeką. A nagie dziecko po prostu nagim dzieckiem.

Fot: Sally Mann

 

Komentarze są zamknięte.

ZNAJDŹ NAS:

Holga.pl. All rights reserved 2011. Kontakt: holga.pl@gmail.com
Projekt i wykonanie: www.StudioGraficzne.com